niedziela, 23 czerwca 2013

Karuzela...karuzela














Oj jak ja uwielbiam takie imprezy zbiorowe......tzn. nie uwielbiam. Ale jako że w Naszym mieście mało kiedy się coś dzieje, to dzieciaczkom chcieliśmy z małżem frajdę sprawić i na karuzele jednak pójść. Mąż też nie zapałał zbytnim optymizmem na tę że okoliczność ale cóż:) Gdy dotarliśmy na miejsce, skwar w dalszym ciągu ( godzina po 18 była już), tłum ludzi, płaczące dzieci, dudni muza. A moje anioły w swoim żywiole, mamusiu tu, mamusiu tu, mamusiu tam, mamusiu balona, mamusiu pić, mamusiu na autka......a gdzie tatusiu???? Norma. Wiec były i autka i konik na karuzeli i dmuchany zamek, oczywiście cudowne bańki mydlane które po 10 minutach wyzionęły ducha. Był też balon... w dalszym ciągu jest:) Szybko przeszliśmy ten plac boju, zatrzymując się przy każdym możliwym straganie z cudami made ich china. A tak swoją drogą dlaczego dzieci nie mogą się temu oprzeć?? ( w sumie ja jako dziecko też nie mogłam za pewne) Kilkoro kolegów z przedszkola po drodze spotkaliśmy, z mamami chwile pogawędziłam, szkoda mi tylko było męża mego bo się z tatusiami nie znal i stali Panowie tak trochę niezręcznie....w sumie to tak dziwnie bo kobiety to zawsze o czymś tam pogadają a chłopy stoją i się gapią. No ale jak się nie znają to o czym mają gadać. Mamuśki, to o tym że Pani w przedszkolu przesadza albo się czepia. Szybko cały tydzień przegadałyśmy nt. przedszkola i dalej w drogę. Dzieciaki trochę pobiegały, popłakały i foch na koniec też był. Więc możemy uznać wyjście za jak najbardziej udane:)))
























i na koniec mały foch:)

1 komentarz:

  1. Cudowne zdjęcia mych cudownych i kochanych wnuków :)

    OdpowiedzUsuń