Oj jak ja uwielbiam takie imprezy zbiorowe......tzn. nie uwielbiam.
Ale jako że w Naszym mieście mało kiedy się coś dzieje, to dzieciaczkom
chcieliśmy z małżem frajdę sprawić i na karuzele jednak pójść. Mąż też
nie zapałał zbytnim optymizmem na tę że okoliczność ale cóż:) Gdy
dotarliśmy na miejsce, skwar w dalszym ciągu ( godzina po 18 była już),
tłum ludzi, płaczące dzieci, dudni muza. A moje anioły w swoim żywiole,
mamusiu tu, mamusiu tu, mamusiu tam, mamusiu balona, mamusiu pić,
mamusiu na autka......a gdzie tatusiu???? Norma. Wiec były i autka i
konik na karuzeli i dmuchany zamek, oczywiście cudowne bańki mydlane
które po 10 minutach wyzionęły ducha. Był też balon... w dalszym ciągu
jest:) Szybko przeszliśmy ten plac boju, zatrzymując się przy każdym
możliwym straganie z cudami made ich china. A tak swoją drogą dlaczego
dzieci nie mogą się temu oprzeć?? ( w sumie ja jako dziecko też nie
mogłam za pewne) Kilkoro kolegów z przedszkola po drodze spotkaliśmy, z
mamami chwile pogawędziłam, szkoda mi tylko było męża mego bo się z
tatusiami nie znal i stali Panowie tak trochę niezręcznie....w sumie to
tak dziwnie bo kobiety to zawsze o czymś tam pogadają a chłopy stoją i
się gapią. No ale jak się nie znają to o czym mają gadać. Mamuśki, to o
tym że Pani w przedszkolu przesadza albo się czepia. Szybko cały tydzień
przegadałyśmy nt. przedszkola i dalej w drogę. Dzieciaki trochę
pobiegały, popłakały i foch na koniec też był. Więc możemy uznać wyjście
za jak najbardziej udane:)))
i na koniec mały foch:)
Cudowne zdjęcia mych cudownych i kochanych wnuków :)
OdpowiedzUsuń