środa, 25 lutego 2015

Coming soon...


Jak juz wspominałam wielokrotnie pokój dzieciaków przechodzi metamorfozę. Jak się zabierałam za niego na początki nie sądziłam, że będzie z tym tyle roboty. Ale większość rzeczy chciałam zrobić sama i tak to się właśnie ciągnie. Wszystko malowałam sama, czyli łózko-domek, meble, ściany itp. Zostało do zrobienia juz na prawdę niewiele, tak właściwie to jedynie dodatki. Oświetlenie, dywan, blat do biurka, krzesła... Mam nadzieję, że w okolicy tygodnia wszystko będzie już gotowe. Tymczasem zostawiam Was z kilkoma kadrami z Sarką w roli głownej:)

środa, 18 lutego 2015

Z dziećmi na narty - początki!!!



Czy Wasze dzieciaczki jeżdżą już na nartach???? Ferie to idealny moment aby zacząć przygodę z narciarstwem a i wg mnie im szybciej dziecko zacznie jeździć na nartach tym lepiej. Nasze maluchy w tym roku miały narty pierwszy raz na nogach i nie ukrywam, że był to dla mnie niemały stres, jak sobie poradzą i czy dobrze będą się czuły. Podświadomie miałam nadzieję, że jednak spodoba im się. Salvador juz drugi rok chodzi na Ju Jutsu więc jest bardzo rozciągniety i wytrzymały, z kolei Sarka jest sprytna i bardzo ambitna i rzadko się poddaje.  Tak więc jak już dotarliśmy na stok pierwsze kroki skierowaliśmy do instruktorów. Nie radziłabym aby rodzice sami uczyli dzieciaczki jeździć no chyba, że rodzic świetnie jeździ na nartach. Ale z reguły wiem, że jednak przy obcej osobie dziecko mniej marudzi i nie wykorzystuje sytuacji. Czasami wystarczy tylko kilka lekcji i maluch może śmiało potem jeździć z nami. Dobry i przyjazny instruktor jest bardzo ważny. Ja wolę młodych instruktorów choćby ze względu na podejście do dziecka oraz to, że z młodą panią instruktor maluch szybciej złapie kontakt niż ze starszym Panem, choć nie generalizujmy.

Dobrze ale aby zacząć jeździć potrzebujemy sprzęt. przy każdym stoku są wypożyczalnie. Radzę wybrać te gdzie jednak w kolejce stoi więcej ludzi, może to nam powiedzieć tyle, że na sprzęcie dobrze się jeździ, jest wyczyszczony i przygotowany do jazdy. Mój mąż chciał nam zaoszczędzić stania w kolejce i poszliśmy do wypożyczalni daje gdzie nie było kolejki i od wejścia wiedziałam dlaczego właśnie nie ma tam żywego ducha. Sprzęt rodem sprzed 30 lat. Technika idzie do przodu i sprzęt jest robiony tak aby jak najłatwiej i najprzyjemniej nam się jeździło. Kolejka mi już minęła w pierwszej wypożyczalni ale wróciliśmy i poczekaliśmy jeszcze raz.  Na pierwszy raz nie kupowałabym sprzętu, gdyż dziecko kategorycznie może nam powiedzieć, że jeździć nie chce, więc wydamy tylko niepotrzebnie dużo pieniędzy. W dobrej wypożyczalni, idealnie dobiorą maluchowi sprzęt, w każdej chwili jak okaże się, ze buty jednak za małe lub za duże możemy wrócić i wymienić. Nie zapominajmy również o kasku który jest obowiązkowy ale myślę, że żaden rodzic nawet nie pomyśli, żeby dziecko bez kasku posłać na stok. Pamiętajmy również o goglach. Ja nie miałam okularów słonecznych i cały czas mrużyłam oczy bo słońce bardzo raziło. A co dopiero dziecko które ma do ogarnięcia wiele różnych rzeczy związanych z jazdą. Postarajmy się aby tak przygotować dziecko na stok aby nic nie rozpraszało jego uwagi, jak np wiatr wiejący w oczy lub co gorsza śnieg. Tak więc buty i narty już mamy, kask i gogle również. Kombinezon jest również bardzo ważny. Nieprzemakalny i nie krępujący ruchów to podstawa. Pod spód zakładamy tylko odzież termiczną i nie przesadzamy z warstwami. Leginsy oraz podkoszulka i cienki polar lub bluza wystarczą. Pod kask obowiązkowo kominiarka a na szyjkę najlepiej komin albo cienki szalik. Niezbędne są również dobre rękawiczki. Nie zakładajmy dziecku cienkich bawełnianych lub wełnianych rękawiczek, zainwestujmy w narciarskie nieprzemakalne. Acha i na początek zapominamy o kijkach, gdyż tylko przeszkadzają.

Myślę, że chyba wszystko napisałam co zauważyłam i przy kolejnej wyprawie będzie nam już łatwiej. Kochani nie przesadzajmy też z ilością godzin z instruktorem. Na pierwszych kilka dni wystarczy 1,5 - 2 godziny, tak aby dziecko się nie zniechęciło i aby ciało przyzwyczaiło się do innej pozycji.  Nasze dzieciaczki po pierwszych próbach są bardzo zadowolone i chętne do dalszych jazd. Mam nadzieję, że troszkę Wam pomogłam

















czwartek, 5 lutego 2015

Drugie życie:)

Bardzo lubię starocie....zarówno meble jak i dodatki. Nasz dom również nie jest urządzony w nowoczesnym stylu. Nie ma co prawda u nas jakichś antyków ale gdybym teraz mogła sprzedać dotychczasowe meble, to sprzedałabym wszystko i zaopatrzyła się na giełdzie staroci bądź w sklepie z antykami a to wszystko za sprawą farb Annie Sloan Chalk Paint. Już od bardzo dawna marzyłam o przerabianiu mebli, odnawianiu ich, nadawaniu im drugiego życia. Zarówno dla siebie jak i dla innych. Kilka lat temu odnowiłam sekretarzyk i starą dębową półkę która wisiała w domu moich rodziców. Efekt był bardzo zadowalający jednak praca przy szlifowaniu tych mebli przed malowaniem to jakaś masakra. O ile szlifowanie gładkich powierzchni nie jest jakos specjalnie trudne i żmudne, to już wszelkie zdobienia, ornamenty itp to na prawdę dużo pracy. Tak więc po pomalowaniu sekretarzyka i półki dałam sobie spokój na jakiś czas.

Jednak ta myśl wróciła do mnie teraz, przy zmianach w pokoju dzieci. Bardzo chciałam jakiś stylowy mebel do ich pokoju i koniecznie miał być przemalowany na biało lub na jakiś ostry kolo, jednak znowu myśl szlifowania bardzo mnie zniechęcała. Tak wiem, można teraz oddać taki mebel do piaskowania ale jest to dość drogie. Więc jak w ostatnim numerze Mojego mieszkania przeczytałam o farbach Annie Sloan którymi można malować bez uprzedniego szlifowania na praktycznie każdej powierzchni to nie czekając ani chwili znalazłam pracownie która sprzedaje te farby. Nie muszę chyba pisać, że nie mogłam spać przez cały weekend bo chciałam, już, teraz i w tej chwili mieć te farby i przemalować wszystko co się tylko da.



Napisałam do Pani Moniki z pracowni BielMoni i za dwa dni już byłam w Bielsku na warsztatach z malowania tymi cudami. Zapakowałam komodę z pokoju dzieci, którą chciałam kilka dni wcześniej oddać. Nadała się idealnie i wyszło z niej prawdziwe cudeńko.  O farbach Annie Sloan będę pisała jeszcze nie jeden raz przy kolejnych postach na temat pokoju dzieci który już wkrótce będzie miał swoją premierę.

Tak wyglądała komoda przed przemalowaniem :)


Należy jedynie oczyścić wybrany mebel wodą z detergentem. Następnie przystępujemy od razu do malowania.  Ja pomalowałam obudowę komody na jasny szary a właściwie zmieszałam dwa kolory, krem z grafitem i wyszedł jaśniutenki  szary. Fronty szuflad to ciemny róż (Emperior's Silk). 






Jeśli jest taka potrzeba malujemy dwa razy. Po wyschnięciu przystępujemy do przecierek. oczywiście nie trzeba tego robić, ale ja akurat lubię ten efekt:)


Kolejny etap jest chyba najżmudniejszy, czyli woskowanie. Akurat przy tej komodzie powoskowałyśmy tylko szuflady a obudowę polakierowałyśmy woskiem szybko schnącym . Najpierw nakładamy wosk jasny a potem wg upodobania można nałożyć ciemny wosk, który daje efekt fajnego postarzania:) Na zdjęciach powyżej widać jaki był kolor szuflad, wręcz malinkowy, poniżej po dodaniu ciemnego wosku szuflady nabrały ciemniejszego koloru:) 
Na sam koniec dodałam srebrne uchwyty w kształcie róż. I jak Wam się podoba efekt końcowy???






Poniżej kilka kadrów z wspaniałej pracowni Pani Moniki, szczerze, jestem zakochana w tych meblach:)










poniżej jeszcze pewna metamorfoza wykonana przez Panią Monikę :


Kochani farby dostaniecie pod tym adresem BielMoni
Pani Monika jest przemiła. Odpowie na każde pytanie. Można także wziąć udział w warsztatach.